Co zabrać na wyjazd do Indii (Azji)
Na sieci znajdziecie całe mnóstwo poradników co warto zabrać na taki wyjazd, ja chciałem tylko dodać do tej listy, kilka mniej popularnych przedmiotów wartych uwagi.
W wielu miejscach znajdziecie sugestie, że warto kupować leki na miejscu, że są skuteczniejsze etc. Nie jestem lekarzem, ale porównawszy skład różnych preparatów (i wypróbowawszy na sobie) twierdze że to bzdura. Podobne poglądy spotkamy odnośnie wyjazdu do Egiptu i np. Antinalu – który jest zwykłym Nifuroksazydem. Dla tego, dla własnego spokoju, sugeruję zabrać podstawowe leki z Polski.
Czyli pierwsza pozycją na naszej liście, są dwa preparaty do apteczki – Nifuroksazyd i Loperamid (w dowolnej postaci handlowej). Pierwszy pozwala wyjałowić florę bakteryjna w naszym przewodzie pokarmowym (też bywa przepisywany podczas wirusowych problemów gastrycznych, jako wspomaganie kuracji) bez przenikania do naszego krwiobiegu (nie jest w ten sposób typowym antybiotykiem) – bierzemy jeśli poczujemy że coś z naszym układem pokarmowym dzieje się nie dobrego (lepiej brać za wczasu, nie czekać na ostatnią chwilę). Aplikujemy przez dzień po ustaniu problemu (zalecenie z ulotki to 3 dni). Drugi pozwala zachować odrobinę godności 😉 podczas intensywnego rozwolnienia (jeśli nie doczytaliście do końca ulotki, zwracam uwagę, że tego leku na prawdę nie należy zażywać wraz z alkoholem). Jeśli dobierzemy ładnie kolory tabletek, możemy spokojnie przechowywać je wszystkie w jednym, wodoszczelnym pojemniku (ja mam jedną fiolkę na problemy przewodu pokarmowego nifuroksazyd, loperamid, ranigast, espumisan, sylimarol oraz druga przeciwbólową paracetamol, ibuprofen + coś mocniejszego jak mefacit). Jeśli boimy się, że zapomnimy odpowiednie dawkowanie leku, możemy ściągnąć sobie aplikację na telefon (np. DrWidget Baza Leków – za wczasu zobaczcie opis danego leku, by aplikacja mogła go zaczytać z sieci – później działa już offline).
Kolejnym, pomocnym, udogodnieniem jest elektryczny odstraszacz komarów. Tak naprawdę nie odstrasza, ale zabija komary i to bardzo skutecznie. Jest niewielki, wkłady (nie płyn) zajmują mało miejsca i jest znacznie wygodniejszy niż moskitiery (choć oczywiście nie jest to pełny ich substytut). Do tej pory nie zdarzyło nam się być w miejscu gdzie nie było prądu (dachu mogło nie być – gniazdka były zawsze 😉 ).
Ostatnim, proponowanym gadgetem wyjazdowym do ciepłych krajów jest śpiwór. Wiem, w tej formie to mało odkrywcze, ale pisze o śpiworze który waży 160g i mieści się w dłoni. Jest to tak naprawdę dobrze skrojone prześcieradło.
W zupełności wystarcza by spokojnie pospać w południowych Indiach lub Tajlandii. Zapewni nam trochę psychicznego komfortu w brudnym otoczeniu chatki czy promu, oraz jest dużo bardziej uniwersalnym rozwiązaniem (w połączeniu z cienkim, polarowym kocem) niż sam umiarkowanej grubości śpiwór.
Ja swój nabyłem wysyłkowo, w Chinach na dx.com.